Translate

czwartek, 6 czerwca 2013

Models own po raz drugi i raczej ostatni.



kilka słów o bardzo ciekawym lakierze Models Own z serii mirrorball- dancing queen (142)
  zacznę od tego, że miałam markę models own za taką troszkę lepszą. w końcu jeden lakier kosztuje 5 funtów. a to nie jest mało. bo Barry M, którego większość lakierów jest dosyć dobrej jakości ma lakiery po 2,99 i 3,99. a essie dla przykładu kosztuje 7,99. tak więc poprzeczka jest cenowo dosyć wysoko podniesiona, więc i oczekiwało by się lepszej jakości niż taki Barry M.
ale jeśli ktoś tego oczekuje, to się zawiedzie. może nie powinnam pisać opinii o całej linii lakierów na podstawie dwóch lakierów. ale dwa mnie bardzo rozczarowały i chyba nie chcę dawać im jeszcze jednej szansy.



pierwszy był purple blue. mimo rozpuszczalnikowego smrodu wydobywającego się z butelki, postanowiłam dać im jeszcze jedną szansę. tym bardziej, że widząc kolekcję mirrorball dostałam oczopląsu. lakiery z tej serii wyglądają obłędnie. już miałam brać dwie butelki, ale coś mnie tknęło i poprzestałam na jednej. i dzięki bogu. bo ten lakier to istne nieporozumienie...
plusem lakierów MO jest to, że dostajemy je zafoliowane. więc mamy pewność, że nikt nam z zakupionym lakierem nie majstrował. dlatego też gdy dostajemy śmierdzący rozpuszczalnikiem lakier, lub ciągnącego się gluta, nasuwa się jedna myśl- że jest to wina producenta.
lakier dancing queen jest kombinacją brokatów o różnej wielkości, w kolorach: złotym, zielonym, niebieskim i srebrnej holograficznej folii.
 

(mój) lakier jest gęsty, nie posiada kuleczki do mieszania a aplikacja jest ciężka i trwa w nieskończoność. jedna warstwa może i by była ok, ale jako top i szału nie robi. żeby uzyskać zadowalający efekt położyłam trzy warstwy. przy czym między drugą a trzecią musiałam zrobić półgodzinną przerwę, bo nie chciał schnąć. po trzeciej jeszcze dwie godziny po aplikacji uszkodziłam pomalowany paznokieć i muszę powiedzieć, że nie wykonywałam żadnych skomplikowanych czynności domowych.
po trzech warstwach wręcz czułam jak ten glut odstaje od moich paznokci. utrudniona aplikacja i czas schnięcia zrobiły swoje i pomalowane paznokcie były dalekie od bycia gładkimi.
lakier wytrzymał u mnie aż jeden dzień. bo gdzieniegdzie coś się zahaczyło i oderwało, a gdzie indziej zahaczało mi ubrania i drapało doprowadzając mnie do szewskiej pasji.
zmywanie- nie muszę mówić. wiadomo jak to jest z brokatami :/
wydajność strasznie kiepska, bo po jednej aplikacji jedna czwarta butelki zniknęła.
tak naprawdę, to oprócz wizualnego efektu w butelce, ten lakier nie ma żadnych pozytywów.
i tak jak przy poprzednim pomyślałam, że to może moja butelka jest trefna, więc dam mu jeszcze szansę, to po tym, uważam, że szkoda mojego czasu i pieniędzy, na kolejnego models own.
0/5

wykorzystam go do lakierowej biżuterii, bo w tym przynajmniej się sprawdzi

tu widać ubytek lakieru po dwóch warstwach


6 komentarzy:

  1. W biżuterii wygląda zniewalająco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i właśnie dlatego tylko w tym znajdzie zastosowanie ;p

      Usuń
  2. chyba mam dobrą intuicję, bo nigdy mnie nie ciągnęło w kierunku lakierów tej marki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mają piękną gamę kolorystyczną, która od dawna mnie kusiła. ale już się nie skuszę ;p

      Usuń
  3. Mam to samo znim:) I do tego wszystkie lakiery Models Own smierdza przerazliwie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no ten nie śmierdział, ale to i tak nie zmienia faktu, że jest do d... ;p

      Usuń

zachęcam Was do komentowania :D