Translate

piątek, 10 maja 2013

troszkę słonka dla bladolicych. E.L.F baked bronzer w kolorze st. lucia

zbierałam się do pisania przez ostatnie dwa tygodnie. ale autentycznie nie miałam o czym.
  makijażu nie mam kiedy wykonać, chociaż mam kilka pomysłów i liczę na to, że uda mi się wkrótce coś zmalować, podczas kiedy małżu zajmie się Lenką. no bo niestety pozostawiona sama sobie nudzi się ogromnie i wykorzystuje nowo nabytą umiejętność- piszczenia w bardzo wysokich tonach.
  paznokci ostatnio nie maluję :( czuję się taka naga ;p bez tej kolorowej powłoczki.
no ale nie dość, że pazury mi popękały wzdłuż i w poprzek, to jeszcze Helcia ząbkuje i muszę jej smarować dziąsełka. a nie będę jej wpychać pomalowanych paluchów do buzi.
  swatche sleeków, no tak, przydałoby się, ale moja córka ma wyjątkową umiejętność wyczuwania, kiedy mamusia jest zajęta. więc jak uda mi się ja na chwilę czymś zająć, albo uśpić, wystarczy, ze zacznę się smarować a już mały ktoś komunikuje mi, że strasznie mu źle i trzeba wziąć kogoś na ręce ;p a no bywa, nikt nie mówił, że będzie lekko...
  chciałam wam pokazać swoje wieczorne dłubanki, ale większość jeszcze czeka na elementy do wykończenia, więc i z tym muszę się wstrzymać.
  czas wolny, jeśli taki posiadam, niestety muszę poświęcić na przysłowiowe pranie, sprzątanie i gotowanie. ciągle mam nadzieję, na chwilę by coś zmalować, zeswatchować, czy napisać, ale tych chwil brakuje. wybaczcie mi nieobecność, będę wracać kiedy tylko się da :)


dzisiaj napiszę kilka słów o kosmetyku, którego używam ostatnio codziennie i już mam jako tako wyrobioną o nim opinię.



bronzer. kosmetyk, który od niepamiętnych czasów musi się znajdować w mojej kosmetyczce.
tylko, że przeważnie trafiałam dosyć ciemny.
latem jak znalazł, ale zimą już nie tak bardzo :/ przy mojej jasnej karnacji daje przerysowany efekt. oczywiście rozwiązaniem jest używanie samego różu, ale to też nie jest najlepsza opcja dla mnie, bo moje poliki są wystarczająco różowe same w sobie, a w okresie zimowym niewiele trzeba, bym wyglądała jak rumiana dziełcha...
nie szukałam, a przypadkowo udało mi się znaleźć kolorystyczny ideał :)
mowa o wypiekanym bronzerze firmy elf, o najjaśniejszym odcieniu o nazwie st. lucia.
cena niska i zachęcająca (3,75), więc nawet się nie zastanawiałam, tylko wzięłam do wypróbowania. 
i muszę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona.



w słońcu

bronzer ten bardzo łatwo się nakłada, jest miękki i nie trzeba się namęczyć, żeby nabrać na pędzel odpowiednią ilość kosmetyku. jest dobrze napigmentowany i ma lekką perłową poświatę, która nie jest zbyt "nachalna" jak w niektórych kosmetykach tego typu, na które trafiłam.
kolor jest wręcz idealny do jasnej karnacji. dzięki temu kosmetyk ten spełnia swoją rolę: delikatnie podkreśla kości policzkowe, nadając twarzy zdrowy koloryt.
jest trwały. w moim przypadku testowany codziennie po kilka godzin, wytrzymywał bez zarzutu.
jedynie do opakowania można się przyczepić, bo jest marnej jakości, ale przy takiej niskiej cenie, jestem w stanie to przeboleć ;p

w słońcu
w cieniu
jest a jakby go nie było :)

z resztą oceńcie same.
ja jestem zachwycona :)