no i nastała wiosna. wreszcie. nie wiem, czy to za sprawą mojego pastelowego lakieru, ale nagle znikąd ją przywiało. jeszcze dwa dni temu wicher urywał głowę, a wózek pchał się sam, a tu nagle wczoraj słoneczko przyświeciło, że aż wstąpiła we mnie ogromna energia i chęć do wyjścia. zapakowałam Lenkę do karocy i pojechałyśmy w świat.
w parku radośnie harcowały dzieci a wiewiórki skakały po drzewach.
my skierowałyśmy kroki do jaskini zła, gdzie namiętnie i dobrowolnie zostawiam swoje niewielkie zasoby pieniężne. nie, nie jest to żaden sklep obuwniczy, z ciuchami ani drogeria, tylko zwykła pasmanteria w starym stylu. trafiłam tam ostatnio na przemiłą babeczkę, która doradziła mi w kilku kwestiach i niestety skusiła mnie na coś, co nie było w planach.
wyszłam stamtąd z kawałkiem bawełny na lalkę dla Helenki i nowym marzeniem o cudownej maszynie do szycia :(
obiecałam sobie, że kupię ją dopiero, jak pozbędę na ebayu się paru zalegających w domu rzeczy. może mnie to zmobilizuje do szybszego wzięcia się za pozbycie się kurzochłonów, niepotrzebnie zajmujących miejsce.
w ten sposób do urpagnionej lutownicy i kilku projektów czekających na realizację, dołączyła maszyna i kolejne projekty w kolejce. a niestety czasu nie przybywa :( no i już tylko cztery miesiące urlopu mi zostały, więc nie wiem kiedy znajdę czas na wszystko co bym chciała zrobić.
chociaż i tak delektuję się tym, że w ogóle ten czas mam. pracując na noce tak naprawdę rzadko kiedy był czas na cokolwiek.
wracając do spaceru- na sam koniec mamusia zrobiła sobie prezencik i wymieniając punkty z bootsa, przygarnęła trzy takie oto ślicznotki
ciekawa jestem tych żelków. jeszcze ich nie miałam. były ładne pastele, ale jednak zdecydowałam się na bardziej swoje kolory. takiej zieleni jeszcze nie mam, czerwieni nigdy dość, a brokat będzie fajnie wyglądał na wykończeniach i w lakierowej biżuterii. czerwień już mam na pazurach i powiem szczerze, że efekt jest super. rzeczywiście wykończenie typowe dla żelu. ale o tym przy innej okazji, bo ten lakier zasługuje na bliższe przedstawienie go, ale najpierw musi przejść "crash testy".
podsumowując- sezon wiosenny uważam za otwarty!!!
w parku radośnie harcowały dzieci a wiewiórki skakały po drzewach.
my skierowałyśmy kroki do jaskini zła, gdzie namiętnie i dobrowolnie zostawiam swoje niewielkie zasoby pieniężne. nie, nie jest to żaden sklep obuwniczy, z ciuchami ani drogeria, tylko zwykła pasmanteria w starym stylu. trafiłam tam ostatnio na przemiłą babeczkę, która doradziła mi w kilku kwestiach i niestety skusiła mnie na coś, co nie było w planach.
wyszłam stamtąd z kawałkiem bawełny na lalkę dla Helenki i nowym marzeniem o cudownej maszynie do szycia :(
obiecałam sobie, że kupię ją dopiero, jak pozbędę na ebayu się paru zalegających w domu rzeczy. może mnie to zmobilizuje do szybszego wzięcia się za pozbycie się kurzochłonów, niepotrzebnie zajmujących miejsce.
w ten sposób do urpagnionej lutownicy i kilku projektów czekających na realizację, dołączyła maszyna i kolejne projekty w kolejce. a niestety czasu nie przybywa :( no i już tylko cztery miesiące urlopu mi zostały, więc nie wiem kiedy znajdę czas na wszystko co bym chciała zrobić.
chociaż i tak delektuję się tym, że w ogóle ten czas mam. pracując na noce tak naprawdę rzadko kiedy był czas na cokolwiek.
wracając do spaceru- na sam koniec mamusia zrobiła sobie prezencik i wymieniając punkty z bootsa, przygarnęła trzy takie oto ślicznotki
zdjęcie zrobione telefonem, przy sztucznym świetle, nie odzwierciedla w 100% kolorów tych lakierów, ale pokażę je jeszcze raz w zbliżeniu, przy najbliższej okazji |
podsumowując- sezon wiosenny uważam za otwarty!!!