święta, święta i po świętach...
ciężko było przebrnąć poprzedni tydzień. autentycznie miałam dość wszystkiego ze"świąteczny" w tytule. świąteczne zakupy, świąteczne sprzątanie, świąteczne gotowanie. a to wszystko ciężko połączyć z opieką nad Helenką, bo właśnie zaczyna się okres dostrzegania wszystkiego w koło i interesowania się tym. interesowaniem się, ale na pięć minut...
tak więc nawet próba gotowania razem, po kilku minutach kończyła się fiaskiem, bo Helence nudziło się w kuchni. najlepiej jakby mama ją zabawiała cały dzień. śpiewała i głaskała. byle nie za długo.
dlatego wieczorami, jak już kończyłam na spokojnie przygotowywania, siadałam i delektowałam się możliwością wyciągnięcia kopyt ;p
ale jak już przyszły te święta, to bardzo fajnie razem spędziliśmy ten czas.
ale dzisiaj wpis nie o świętach ;p dzisiaj pokażę wam z bliska jeden z lakierów, który jakiś czas temu wygrałam w facebookowym konkursie L'oreala (szczegóły tu)
bardzo lubię pastelowe kolory, jednak często, przy mojej jasnej skórze, wyglądają po prostu trupio. dlatego mimo, że miętowa zieleń była must have w tamtym roku, nie zdecydowałam się na zakup lakieru w tym odcieniu.
mimo to, znalazł się w moim posiadaniu i o dziwo nie wygląda najgorzej. chociaż do ulubionych nie należy.
kilka słów o samym lakierze. jest to odcień nr. 601- french riviera.
buteleczka o pojemności 5 ml. koszt- ?? szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia. podejrzewam, że coś koło 5 funtów.
kolor w buteleczce wydaje się być miętową zielenią, w rzeczywistości bliższy jest delikatnemu błękitowi. widoczne są także pobłyskujące na niebiesko drobinki, które jednak nie są aż tak zauważalne na paznokciu, jak w butelce.
lakier ma precyzyjny, szeroki pędzelek, dzięki któremu bardzo łatwo się go aplikuje.
zaletą jest także fakt, że lakier szybko schnie i ładnie trzyma się na paznokciach.
przy moim pierwszym podejściu wytrzymał pięć dni bez odprysków i startych końcówek. no ale trzeba przyznać, że to był okres ciąży, kiedy leżałam bykiem i nie było zbyt wielu okazji, by przetestować lakier w warunkach ekstremalnych. ostatnio wytrwał trzy dni, przy normalnych czynnościach domowych.
bardzo możliwe, że jeszcze trochę by wytrwał gdybym nie podważała paznokciami ogniwek biżuterii. a że nie lubię łatanych paznokci, a poodpryskiwanych jeszcze bardziej, potraktowałam go zmywaczem.
dwie warstwy wystarczają, by ładnie pokryć płytkę, choć gdzieniegdzie widać smugi i prześwitujące końcówki.
jestem pozytywnie zaskoczona tymi "szczeniaczkami" od L'oreala. szkoda, że taka mała pojemność. moja ocena to 4/5.
jeśli chodzi o zdjęcia- wybaczcie pomalowane gdzieniegdzie skórki. wprowadziłam zasadę- żadnych lakierów i zmywaczy w pobliżu dziecka, więc paznokcie maluję wieczorem i nie zawsze dostrzegam niedociągnięcia. a w dzień nawet nie mam kiedy wyczyścić skórek.
a wam jak minęły święta??
ciężko było przebrnąć poprzedni tydzień. autentycznie miałam dość wszystkiego ze"świąteczny" w tytule. świąteczne zakupy, świąteczne sprzątanie, świąteczne gotowanie. a to wszystko ciężko połączyć z opieką nad Helenką, bo właśnie zaczyna się okres dostrzegania wszystkiego w koło i interesowania się tym. interesowaniem się, ale na pięć minut...
tak więc nawet próba gotowania razem, po kilku minutach kończyła się fiaskiem, bo Helence nudziło się w kuchni. najlepiej jakby mama ją zabawiała cały dzień. śpiewała i głaskała. byle nie za długo.
dlatego wieczorami, jak już kończyłam na spokojnie przygotowywania, siadałam i delektowałam się możliwością wyciągnięcia kopyt ;p
ale jak już przyszły te święta, to bardzo fajnie razem spędziliśmy ten czas.
ale dzisiaj wpis nie o świętach ;p dzisiaj pokażę wam z bliska jeden z lakierów, który jakiś czas temu wygrałam w facebookowym konkursie L'oreala (szczegóły tu)
bardzo lubię pastelowe kolory, jednak często, przy mojej jasnej skórze, wyglądają po prostu trupio. dlatego mimo, że miętowa zieleń była must have w tamtym roku, nie zdecydowałam się na zakup lakieru w tym odcieniu.
mimo to, znalazł się w moim posiadaniu i o dziwo nie wygląda najgorzej. chociaż do ulubionych nie należy.
kilka słów o samym lakierze. jest to odcień nr. 601- french riviera.
buteleczka o pojemności 5 ml. koszt- ?? szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia. podejrzewam, że coś koło 5 funtów.
kolor w buteleczce wydaje się być miętową zielenią, w rzeczywistości bliższy jest delikatnemu błękitowi. widoczne są także pobłyskujące na niebiesko drobinki, które jednak nie są aż tak zauważalne na paznokciu, jak w butelce.
lakier ma precyzyjny, szeroki pędzelek, dzięki któremu bardzo łatwo się go aplikuje.
zaletą jest także fakt, że lakier szybko schnie i ładnie trzyma się na paznokciach.
przy moim pierwszym podejściu wytrzymał pięć dni bez odprysków i startych końcówek. no ale trzeba przyznać, że to był okres ciąży, kiedy leżałam bykiem i nie było zbyt wielu okazji, by przetestować lakier w warunkach ekstremalnych. ostatnio wytrwał trzy dni, przy normalnych czynnościach domowych.
bardzo możliwe, że jeszcze trochę by wytrwał gdybym nie podważała paznokciami ogniwek biżuterii. a że nie lubię łatanych paznokci, a poodpryskiwanych jeszcze bardziej, potraktowałam go zmywaczem.
dwie warstwy wystarczają, by ładnie pokryć płytkę, choć gdzieniegdzie widać smugi i prześwitujące końcówki.
jestem pozytywnie zaskoczona tymi "szczeniaczkami" od L'oreala. szkoda, że taka mała pojemność. moja ocena to 4/5.
jeśli chodzi o zdjęcia- wybaczcie pomalowane gdzieniegdzie skórki. wprowadziłam zasadę- żadnych lakierów i zmywaczy w pobliżu dziecka, więc paznokcie maluję wieczorem i nie zawsze dostrzegam niedociągnięcia. a w dzień nawet nie mam kiedy wyczyścić skórek.
a wam jak minęły święta??
piękny kolor lakieru :)
OdpowiedzUsuńdzięki drobinkom jest ciekawy :D
Usuńoj wiosennie sie zrobilo, w UK ostatnio sloneczko wyjrzalo :)
OdpowiedzUsuńu mnie dopiero wczoraj. nareszcie :D
UsuńKolor lakieru jest piękny.
OdpowiedzUsuń