Translate

wtorek, 28 lutego 2012

Londyńskie Zoo












































zaległy post, który miałam opublikować już dawno temu. nasz wypad do Zoo.
po Londynie się spodziewaliśmy nie wiadomo czego, a okazało się, że samo Zoo, założone w 1828 roku, tak naprawdę niewiele się rozrosło od tamtego czasu.
w związku z czym raczej nie można mówić o jakiś fantastycznych warunkach dla zwierząt.
gdyby nie nowoczesne rozwiązania wybiegów to spokojnie mogłabym porównać londyńskie zoo do łódzkiego, które mimo że gdzieniegdzie trąca peerelowską nutką, to powoli się unowocześnia i zaczyna dorównywać lepszym placówkom tego typu.
cena biletu dla osoby dorosłej to niebagatelne 18 funtów. trzeba przyznać że za tyle można zwiedzić fajniejsze obiekty na terenie Londynu.
nam nie było aż tak szkoda, ponieważ dzięki podróży pociągiem do stolicy Wielkiej Brytanii, skorzystaliśmy z oferty 2 za 1.
byliśmy, zobaczyliśmy i postanowiliśmy- więcej już tam nie pójdziemy :/

poniedziałek, 27 lutego 2012

nie, nie i jeszcze raz nie!!! Barbara Daly- ocean ripple



przepiękny błękit wiosennego nieba... wiązałam z nim ogromne nadzieje, ale niestety się przeliczyłam. mówi się, że do trzech razy sztuka... trzykrotnie postanowiłam dać mu szansę, ale za każdym razem ten sam rezultat.


próbowałam rozrzedzić kropelkami delii, które w tej roli się sprawdzają, niestety w tym przypadku nic nie pomogło :/ mimo, że uwielbiam lakiery Barbary Daly, za trwałość, połysk i łatwość aplikacji, w przypadku "ocean ripple" nie zadziałał żaden z powyższych atutów lakierów BD.


aplikacja koszmarna, lakier się mazał i niemalże się ważył podczas drugiego pociągnięcia, długi okres schnięcia, wyjątkowo widoczne smugi i bąbelki. zero połysku. koszmar. nie wiem czy mnie się trafiła trefna butelka czy po prostu ten odcień był niewypałem kolekcji wiosna/lato 2011.
jak dla mnie 1/5. jeden punkt za kolor :( szkoda, że go nie ponoszę





czwartek, 16 lutego 2012

zdecydowanie nie dietetyczne, ale jakże smaczne pączki


męża ostatnio naszło, więc robiliśmy pączki. pączki-nie-pączki. bo niedrożdżowe, tylko pyszotki z serka homogenizowanego. szybkie i smaczne. gdyby nie tłuszcz, na którym trzeba je usmażyć to nawet nie były by zbyt tuczące, bo nie dodaje się do nich nawet grama cukru (nie licząc tego, którym posypujemy wierzch)

przepis na niedużą porcję (niedużą, według mojego męża)



2 serki homogenizowane
1,5 szklanki mąki
3 jajka
1 łyżeczka proszku do pieczenia




wszystkie składniki miksujemy na gładką masę (będzie dosyć lejąca), i nakładamy łyżką na rozgrzany tłuszcz (olej czy też smalec w zależności od upodobań) i smażymy, aż się zarumienią z obu stron. po usmażeniu warto je ułożyć na serwetkach, czy papierowych ręcznikach, żeby się pozbyć nadmiaru tłuszczu



pyyyszności

smacznego :)